Czasami zastanawia mnie to jak bardzo niektórzy ludzie są łatwowierni. Dzięki marketingowi i reklamie ludzie wykształcili w sobie specjalne blokady, które pozwalają im na w miarę szybkie wychwycenie treści, które mają ich nakłonić do wykonania konkretnej akcji, na przykład dokonania zakupu. Gdy jest to reklama w telewizji, nie ma problemu, to samo tyczy się radia i prasy. Informacja przekazywana przez reklamodawcę przechodzi przez gruby filtr w mózgu jej odbiorcy. To nie dziwi chyba nikogo.
Jednak najciekawsze jest to, jak łatwo niedoświadczeni internauci wierzą w to, co czytają w necie. Kilka dni temu na pewnym forum jeden z użytkowników, po przeczytaniu bardzo „interesującej książki”, zaczął zadawać bardzo ciekawe pytania. Wyszedł z założenia, ze wiedzy powinno się szukać w literaturze, i dobrze. Tylko czy musiał kupić akurat taki gniot? I czy tak łatwo wydać książkę, która jest nafaszerowana błędami merytorycznymi? Wolę wierzyć w to, że był to jakiś tani e-book, którego autor chciał wprowadzić w błąd kilku początkujących pozycjonerów i kosić swoją młodą konkurencję, zarabiając przy tym kilka groszy. Otóż porady, które zostały zawarte w owym poradniku prowadzą do takiej sytuacji, w której żadna podstrona promowanego serwisu nie zostanie zaindeksowana w wyszukiwarce, i to na własne życzenie webmastera. No, można powiedzieć, że to dość nietypowa forma promocji witryny w Internecie.
Jak to się dzieje, że ludzie kupują w Internecie publikacje i bezgranicznie wierzą w to, co zostało w nich napisane? Czy to społeczeństwo jest tak przytłumione? Choć patrząc na wyniki ostatnich wyborów parlamentarnych, można dojść do takiego wniosku. Nie, nie będę teraz pisał o polityce, szkoda nerwów.
Zanim zdecydujesz się na zakup książki, przeczytaj opinie o niej. Czy to takie trudne? Jeśli będziesz bezgranicznie wierzyć w to, co zostało przez kogoś napisane w książce lub poradniku, możesz sporo stracić. Co? Na przykład swój czas, pieniądze, reputację i nerwy.
Niestety, osoba, która nabyła tak „specyficzną wiedzę” dzięki wspomnianej książce lub poradnikowi nie podała jej tytułu, a jedynie jej fragmenty. Kto wie, może kiedyś natrafię na to „dzieło”, a wtedy uzupełnię posta o tytuł wspominanej publikacji.
LESIU ;) a ja tak nazwałam milusinską maskotke która spi ze mną w zły dzień;)
minęły 2 lata od wpisu. Udało się odkryć autorowi co to była za krytykowana publikacja? Zacząłem się interesować pozycjonowaniem i nie chcę mieć tego pecha, że trafię na ni właśnie ;)